Nie rozdzielajcie tego, co Bóg wprzągł we wspólne jarzmo „Nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co zatem Bóg wprzągł we wspólne jarzmo, tego niech człowiek nie rozdziela” (MATEUSZA 19:6). 1, 2. Dlaczego zarówno Biblia, jak też samo życie pokazują, że w małżeństwie należy się liczyć z trudnościami? Rzeczywiście, gdyby małżonkowie nigdy nie poszli spać bez wcześniejszego pojednania, nie byłoby miejsca na narastanie poważniejszych problemów małżeńskich. Każdy dzień rozpoczynaliby z „czystym kontem” – byliby bezpieczni, co nie znaczy wolni od zagrożeń („kto stoi, niech baczy, by nie upadł”). Co Bóg złączył niech człowiek niech nie rozdziela To, że cię kocham, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził, a mnie nie daje prawa do tego, bym złamał przysięgę małżeńską Coraz częściej porady poszukują małżonkowie, którzy znajdują się w skrajnej sytuacji. Ksiądz jest urzędowym świadkiem, jakby notarialnym potwierdzeniem tego wydarzenia. Dlatego podpisane dokumentny są takie ważne. Następnie kapłan uroczyście potwierdza zawarcie małżeństwa słowami: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. CO BÓG ZŁĄCZYŁ, TEGO CZŁOWIEK NIECH NIE ROZDZIELA EWANGELIA WEDŁUG ŚW. MARKA (MK 10, 2-16) Faryzeusze przystąpili do Jezusa, a chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając, zapytał ich: «Co wam przykazał Mojżesz?» Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić». Informacje o Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela ET15 - 8088423876 w archiwum Allegro. Data zakończenia 2020-04-29 - cena 10 zł . „Faryzeusze przystąpili do Jezusa, a chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając, zapytał ich: «Co wam przykazał Mojżesz?» Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić». Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela». W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: «Kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia względem niej cudzołóstwo. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo. Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je” (Mk 10, 2-16). Dwa kazusy dzisiejszej Ewangelii wskazują, jak uczniowie wciąż byli daleko od mentalności Jezusa, mimo towarzyszenia Mu dzień i noc. Pierwszy z nich dotyczy nierozerwalności małżeńskiej. Faryzeusze odwołując się do kazuistyki Mojżeszowej pragną skompromitować Jezusa i stawiają pytanie o możliwość rozwodu. Myślenie faryzeuszy zdają się podzielać uczniowie. Są przekonani, że kontrakt zawarty między małżonkami podlega unieważnieniu, podobnie jak inne, na prośbę jednej ze stron (głównie mężczyzn). Zauważmy jeszcze, że uczniowie byli wiernymi słuchaczami Jezusa i zapewne zapadła im w pamięci Jego nauka z Kazania na Górze. W odpowiedzi Jezus odwołuje się do początku („bereszit”). Wówczas Bóg powołał do istnienia kobietę i mężczyznę jako jedno ciało. Ustanowienie jedności małżeńskiej w Raju jest bardziej wiążące niż Prawo Mojżeszowe, które uwzględnia ludzką słabość, grzeszność i zatwardziałość serca. Ideałem nie jest więc możliwość rozwodu (często arbitralna), ale jedność, nierozerwalność małżeńska, która stanowi odbicie miłości Trójcy Świętej i miłości Chrystusa do Kościoła (por. Ef 5, 21nn). Ideał małżeństwa odwołujący się do początku był trudny już w czasach Mojżesza. Tym bardziej dzisiaj. Małżeństwo ulega dziś wpływom panującej mentalności, w której wszystko traktuje się jak rzeczy jednorazowego użytku: „użyj i wyrzuć”. W odniesieniu do małżeństwa owa mentalność jest całkowicie błędna i zabójcza (R. Cantalamessa). Życie małżeńskie wymaga ciągłego dialogu i wyrażania uczuć, przebaczania, wyrozumiałości i kompromisów. A przede wszystkim oparcia na Chrystusie, jako Fundamencie. Nie ma racji bytu na dłuższą metę, gdy rządzi nim egoizm, brakuje miłości gotowej do poświęceń, pokory i wdzięczności za wszystkie małe gesty dobra i życzliwości, gdy pojawia się obsesyjne i zaborcze uczucie i oczekuje się miłości absolutnej, do jakiej nie jest zdolny drugi człowiek. Drugim wyrazem niezrozumienia Jezusa przez uczniów jest postawa wobec dziecka. Dziecko w kulturze żydowskiej nie miało praw (podobnie jak kobieta); stąd traktowano je szorstko. Z drugiej strony było oczekiwane jako wyraz Bożego błogosławieństwa. Apostołowie zapaleni wielkimi ideałami Królestwa Bożego, lekceważą dzieci i zabraniają im kontaktu z Jezusem. On natomiast błogosławi. Co więcej, stawia za wzór przyjęcia Królestwa Bożego. Jezusowi zapewne nie chodzi o infantylizm dziecięcy, ale o otwartość, ufność, spontaniczność, świeżość, radość z odkrywania i przyjęcie tego, co nowe. Jakie jest moje podejście do etyki chrześcijańskiej? Czego nie akceptuję? Jakimi prawami rządzi się moje małżeństwo? Czy cechuje mnie dziecięca otwartość wobec Dobrej Nowiny? fot. Pixabay W naszych czasach coraz więcej ludzi stara się o rozwody cywilne i o unieważnienia sakramentu małżeństwa. Liczba jednych i drugich próśb rośnie w zaskakującym tempie. Z kolei młodzi ludzie coraz częściej mają trudności, żeby zdecydować się na zawarcie sakramentu małżeństwa, założenie rodziny, wzbudzenie potomstwa. Obserwujemy zatem także niekończące się okresy narzeczeństwa, związków nieformalnych, wyczekiwania… W dzisiejszej Ewangelii Jezus wypowiada się na temat małżeństwa, a w sposób szczególny na temat tzw. listu rozwodowego. Czyni to w związku z pytaniem faryzeuszy, którzy chcąc Go wystawić na próbę pytali, czy wolno mężowi oddalić żonę (por. Mk 10, 2), bo „Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić” (Mk 10, 4). Odpowiedź Jezusa zawiera trzy główne elementy. Zbawiciel zauważa najpierw, że „przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie” (Mk 10, 5). Warto w tym miejscu zauważyć, że według św. Augustyna „zatwardziałość serca” (duritia cordis) jest jednym z najcięższych grzechów i polega na tym, że człowiek świadomie zamyka się na Boga i nie chce Jego łaski, która jest konieczna do zbawienia. Po drugie Zbawiciel przypomina, że „na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem” (Mk 10, 6-8). To są szczególnie ważne zdania Jezusa w kontekście dzisiejszych „nowoczesnych” i modnych ideologii, proponujących zmianę w tradycyjnej, chrześcijańskiej koncepcji małżeństwa i rodziny. Wreszcie mamy ogólną zachętę Jezusa: „Co więc Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela” (Mk 10, 9). Małżeństwo w ujęciu religii chrześcijańskiej jest od początku monogamiczne, oparte na wzajemnej wierności i, ze swej natury, nierozerwalne. Sam Bóg wyniósł związek mężczyzny i kobiety do godności sakramentu. Z pewnością nie jest łatwo nie rozłączać tego, co Bóg złączył, bo zwłaszcza na polu małżeńskim dostrzega się dzisiaj wyraźniej niż w przeszłości wpływy panującej mentalności i postawy „użyj i wyrzuć”. One przedostają się zwłaszcza do środowisk i konkretnych osób, które odchodzą od Boga. Bez oparcia na Chrystusie jako fundamencie małżeństwo staje się jednym, a nie jedynym, z życiowych paktów. Przy takim podejściu trudno jest podejmować wyrzeczenia dla obrony małżeństwa jako sakramentu, a łatwo o postawy egoistyczne. Tym bardziej więc dziękujmy za każde małżeństwo i rodzinę, które prowadzą życie zgodne z nauczaniem Chrystusa i których świadectwo jest dzisiaj szczególne cenne. Rok 1073. Hildebrandt przy owacji tłumu został wybrany na papieża i przyjął imię Grzegorz VII. Dość szybko stało się oczywiste, że jest człowiekiem czynu, który będzie dążył do radykalnych reform – i radykalnego wzmocnienia swojej władzy. Na celownik wziął szczególnie kilka kwestii. Stanowczo domagał się, by księża jednak zaczęli przestrzegać celibatu. Nie podobała mu się także symonia, czyli kupczenie godnościami kościelnymi i sakramentami. Ale przede wszystkim nie życzył sobie, aby jakakolwiek władza świecka wtrącała się do zarządzania Kościołem. Nawet – a może zwłaszcza – jakikolwiek Cesarz Rzymski. Świecka inwestytura była mu wybitnie nie w smak. Tak więc właściwym kierunkiem winien był być papocezaryzm, nie cezaropapizm. Jak papież zadarł z królem Grzegorz VII jasno wyłożył swoje poglądy w dokumencie Dictatus papae z 1075 roku. Podkreślał w nim, że papież kieruje Kościołem bezpośrednio z nadania Boga, więc tylko on może rządzić biskupami. Ba, zdaniem Grzegorza papież miał też prawo usuwać cesarzy oraz zwolnić z posłuszeństwa wszystkich poddanych złej świeckiej władzy. I wreszcie: Kościół rzymski nigdy nie popełnił błędów i nigdy ich popełniać nie będzie. Co ciekawe, niektóre źródła sugerują, ze tak naprawdę autorem Dictatus papae był jeden z kardynałów, Deusdedit. Bitschnau OSB, Rudolph Blättler OSB/domena publiczna Było kwestią czasu, kiedy Grzegorz VII nastąpi na odcisk Henrykowi IV, wybranemu w 1053 roku na króla Niemiec. Było kwestią czasu, kiedy Grzegorz VII nastąpi na odcisk Henrykowi IV, wybranemu w 1053 roku na króla Niemiec. Na sporne wtedy stanowisko arcybiskupa Mediolanu wyznaczył on niejakiego Godfreya, którego zdążył jeszcze ekskomunikować poprzedni papież, Aleksander II. Grzegorz VII oczywiście jeszcze żarliwiej podjął walkę ze świeckim konkurentem. W roku 1075 w Rzymie został zwołany synod, na mocy którego wysoko postawionym duchownym zabroniono przyjmowania inwestytury na jakikolwiek kościelny urząd z rąk kogokolwiek, kto nie byłby członkiem kleru. Wraz z wyraźnym stwierdzeniem o zwierzchności papieża nad władzą cesarską nie mogło to pozostać bez odpowiedzi. Czytaj też: Wino, śpiew i mnóstwo kobiet… To był prawdopodobnie najbardziej rozpustny papież w dziejach Henryk IV kontratakuje… Nadszedł czas na kontrę ze strony Henryka IV. W międzyczasie kilku niemieckich biskupów zostało ekskomunikowanych przez papieża za symonię. Efekt? Biskupi niemieccy wypowiedzieli papieżowi posłuszeństwo. W 1076 roku Henryk IV zwołał synod w Wormancji. Odrzucono na nim autorytet papieża, a biskupi żądali nawet jego detronizacji. Argumentem za tym miał być fakt, jakoby biorący udział w wyborze Hildebrandta kardynałowie zostali zmuszeni do poparcia jego kandydatury. Abdykacji Grzegorza VII zażądał też sam Henryk IV – przy poparciu i aplauzie ze strony niemieckich biskupów, arcybiskupów Moguncji i Trewiru oraz biskupów z północnych Włoch i Piacenzy. Czy jednak Grzegorz VII się tym przejął? Bynajmniej! Roland z Parmy, który w Rzymie ogłosił wolę Henryka IV, niemal został zlinczowany. Uratował go sam papież, który też postanowił działać. Sytuacja dojrzała do powzięcia radykalnych kroków. Grzegorz zwołał własny synod. Wszyscy księża, którzy sprzeciwili się władzy papieskiej, zostali w jego trakcie ekskomunikowani. Kara nie ominęła i samego Henryka IV. Grzegorz VII przeklął go i zdetronizował. Cios ten był o tyle skuteczny, że Henryk IV zmagał się z problemami we własnym państwie. Korzystając z okazji jego opozycja nie dość, że wystosowała zaproszenie dla papieża na synod do Augsburga, to jeszcze na zjeździe w Treburze w październiku 1076 roku zażądała, by monarcha ukorzył się i doprowadził do oczyszczenia go z zarzutów. Czytaj też: Epoka anatemy. Oto sześć najgorszych klątw średniowiecza! Jedziemy do Canossy! Henrykowi IV groziło zatem podwójne upokorzenie. W połowie zimy na przełomie roku 1076 i 1077 zaczął się szykować do drogi. Starał się przy tym nie nadawać sprawie rozgłosu. W podróż zabrał rodzinę: żonę Bertę oraz małego synka. Czekała ich długa i żmudna droga przez Alpy. W końcu Henryk IV dotarł do Canossy, gdzie przebywał wtedy Grzegorz VII, który jednak wcale się nie kwapił, by przyjąć konkurenta. I dał temu wyraz, wystawiając Henryka IV na ciężką próbę… Boso, w worku pokutnym dumny władca Niemiec przez 3 dni był zmuszony oczekiwać przed bramą na papieską łaskę. Trudno o większe upokorzenie. fot. Eduard Schwoiser/domena publiczna Boso, w worku pokutnym dumny władca Niemiec przez 3 dni był zmuszony oczekiwać przed bramą na papieską łaskę. W końcu Grzegorz VII zgodził się go przyjąć. Zaakceptował uroczysty akt skruchy Henryka IV oraz jego zapewnienia o lojalności. Rozgrzeszył go i cofnął nałożoną na niego klątwę. Misja Henryka IV zakończyła się sukcesem. Mógł spokojnie powrócić do ojczyzny. A przynajmniej tak mu się wtedy wydawało. Po powrocie do Niemiec czekała na niego niemiła niespodzianka: przestał być królem! Jego polityczni przeciwnicy nie marnowali czasu i… wybrali sobie antykróla. Został nim Rudolf ze Szwabii. Co gorsza, nowy „władca” najwyraźniej przypadł do gustu przedstawicielom papiestwa. Czyżby Grzegorz VII maczał w tym palce? Taka myśl mogła pojawić się w głowie zdetronizowanego władcy, chociaż akurat z tą intrygą papież raczej nie miał nic wspólnego. Ta zniewaga krwi wymaga Zanim jednak Henryk IV mógł w jakikolwiek sposób zaszkodzić Grzegorzowi VII, musiał odzyskać władzę w Niemczech. Co prawda poparli go biskupi oraz Lombardowie, ale na polu bitwy nie szło mu najlepiej. W roku 1080 przegrał nawet dwie bitwy. Dopiero w październiku uśmiechnęło się do niego szczęście. Rudolf ze Szwabii został pokonany. Jedna przeszkoda z głowy. W międzyczasie Henryk IV otrzymał nawet koronę Lombardii, gdy nagle do akcji ponownie wkroczył papież. Znowu zdetronizował Henryka, a na dodatek go ekskomunikował. W odpowiedzi król zorganizował wyprawę wojenną na Rzym. Zaatakował raz – nie udało się. Zaatakował znowu – kolejna porażka. W końcu jego wytrwałość została nagrodzona. W roku 1082 nareszcie wkroczył do miasta. Sugerowano mu jeszcze rozwiązanie konfliktu przez synod, ale bezskutecznie. Ostatecznie Henryk IV dopiął swego: w roku 1084 synod prałatów niemieckich i włoskich usunął Grzegorza VII z urzędu, a na jego miejsce – jako antypapieża – wybrano arcybiskupa Rawenny, który przybrał imię Klemens III. Ten z wdzięczności koronował swojego dobroczyńcę na cesarza. Gaupp /domena publiczna Ostatecznie Henryk IV dopiął swego: w roku 1084 synod prałatów niemieckich i włoskich usunął Grzegorza VII z urzędu Grzegorz VII jednak postanowił, że tak tanio skóry nie sprzeda. Wpadł na pomysł, aby poprosić o pomoc Normanów z południowych Włoch. Ci usunęli z Rzymu nie tylko Klemensa III, ale i znajdujące się tam wojska cesarskie. Jednak sprowadzenie Normanów okazało się gaszeniem pożaru benzyną: złupili Rzym wprost niemiłosiernie. Grzegorz przestał być tam mile widziany. Tym razem już na zawsze opuścił Wieczne Miasto. Udał się do Salerno. Zmarł w 1085 roku. Mimo to wojna o inwestyturę pomiędzy papiestwem a cesarstwem trwała w najlepsze. Zakończyła się dopiero w momencie zawarcia konkordatu wormackiego przez Kaliksta II i syna Henryka IV, Henryka V. I tylko dziw bierze, jak wielu ludzi zostało zaangażowanych – i zginęło – z powodu konfliktu dwóch nieco za mocno zapatrzonych w siebie władców… Bibliografia E. Cairns, Z chrześcijaństwem przez wieki: historia Kościoła Powszechnego, Wydawnictwo Credo, Katowice 2003. Castleden, Wydarzenia, które zmieniły losy świata, Bellona, Warszawa 2008. Jakubowski, M. Włodarczyk, B. Zdaniuk, Historia do 1918 roku. Perspektywa kulturowo-cywilizacyjna, Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2014. Możdżan, Prasłowianie,Słowianie,Polacy – Rozważania, Wydawnictwo Ruthenus, Krosno 2015. Jest rzeczą nieodzowną i naglącą, żeby każdy człowiek dobrej woli zaangażował się w sprawę ratowania i popierania wartości rodziny. Kochać rodzinę, to znaczy przyczyniać się do tworzenia zdrowego, sprzyjającego środowiska jej rozwojowi. To wielkie zadanie dla rządzących i wypowiadających się w środkach masowego przekazu. Powściągliwość i Praca, 6/2006 W naszym kraju, a także w innych krajach Europy jest coraz więcej rozwodów. To postępujące zjawisko liberalizacji życia małżeńskiego i rodzinnego stało się bolesnym znakiem naszej cywilizacji. Coraz więcej kobiet i mężczyzn mieszka ze sobą nie tylko bez sakramentalnego związku, lecz także bez kontraktu cywilnego. W tych niesakramentalnych związkach rodzą się dzieci, których byt i katolickie wychowanie jest zagrożone, bo ich rodziców nie wiąże moc sakramentu. Jak takim ludziom jest w stanie pomóc Kościół?Kościół jest owczarnią, której bramą jedyną i konieczną jest Chrystus, aby przypomnieć określenie zawarte w rozdziale 10 Ewangelii św. Jana. Jeśli człowiek w swoim sercu zapragnie zwrócić się do Jezusa – jak owa kobieta cierpiąca na krwotok: Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa albo jak chory na trąd: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić lub niewidomy spod Jerycha: Panie, żebym przejrzał! Ulituj się nade mną! – to niewątpliwie taki człowiek wróci do nowego życia i dozna właściwej pomocy ze strony Kościoła – Owczarni Chrystusowej. W innych przypadkach może być to akt charytatywny na zasadzie pomocy doraźnej. Po 30 latach małżeństwa pewien mężczyzna opuścił żonę. Zostawił żonę, dzieci i wnuków. Odszedł do innej. Czy tak boleśnie doświadczona kobieta może starać się o unieważnienie małżeństwa? Czy może korzystać z sakramentów świętych? Czy taka kobieta może założyć nowy związek małżeński i otrzymaćbłogosławieństwo Kościoła?Trudne pytania. Na początek przypomnę pewną scenę z Ewangelii. Gdy Jezus przez cud rozmnożenia chleba spowodował rozpalenie umysłów u swoich słuchaczy i zapowiedział ustanowienie Eucharystii – jako największego znaku, w którym On sam da ludziom Swoje Ciało jako pokarm – wówczas na ich twarzachpojawiły się kwaśne miny. Zaczęli odchodzić od Niego. Jezus nic nie zmienił w swojej nauce, aby ich zatrzymać. Nawet zapytał Dwunastu: Czy i wy chcecie odejść?Podobnie ma się sprawa z sakramentem małżeństwa. Małżeństwo jest instytucją piękną, lecz także wymagającą. Chrystus, w rozmowie z niektórymi faryzeuszami, radykalnie odrzuca ówczesne poglądy o przyczynach, które mogłyby upoważniać do rozwodu, twierdząc: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać żony wasze, lecz od początku tak nie było (Mt 19, 8). Według nauczania Jezusa małżeństwo jest nierozerwalne: Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela (Mt 19, 6).A zatem dobro nierozerwalności jest dobrem samego małżeństwa i należy do jego istoty. Przeto w Kościele nie ma rozwodów. Zdradzony i opuszczony małżonek może korzystać z sakramentów świętych, dopóki żyje sam. Rozwiedzeni, którzy zawarli nowe związki, nie mogą być dopuszczeni do Komunii Świętej, bo ich stan w sposób obiektywny stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Mogą natomiast i powinni uczestniczyć we Mszy św., karmić się Słowem Bożym, spełniać dzieła miłości, modlić się i pielęgnować ducha pokuty w swoim życiu. Kościół, jako wspólnota, winien im dodawać odwagi i podtrzymywać w nadziei. Czy 30-letni mężczyzna, wychowany w patologicznej rodzinie, który szybko się ożenił, został ojcem..., ale potem wnet zostawił żonę i synka – może zabiegać o unieważnienie tego małżeństwa?Oczywiście. Rozwiedzeni mają prawo szukać pomocy, rady w Sądzie Kościelnym na temat ważności lub nieważności zawartego małżeństwa. Sądownicze działanie Kościoła jest przecież działaniem duszpasterskim. Sąd Kościelny skrupulatnie bada okoliczności, czas zawarcia i rozpadu związku małżeńskiego, jak również kondycję psychiczną kontrahentów w czasie zawierania lata temu Ojciec Święty Jan Paweł II w Rocie Rzymskiej powiedział: Każde słuszne orzeczenie o ważności lub nieważności małżeństwa jest wkładem w kulturę nierozerwalności w Kościele, jak i w świecie. Świat przeżywa upadek autorytetów moralnych, zwłaszcza po odejściu do Domu Ojca Sługi Bożego Jana Pawła II. To bardzo odbija się na sile miłości małżeńskiej i rodzinnej, która nie ma trwałego oparcia w pokonywaniu codziennych trudności. Jakie, Ksiądz Prałat, widzi możliwości uzdrowienia małżeństw i rodzin współczesnych, by rodziny potrafiły iść razem przez życie?Jest rzeczą nieodzowną i naglącą, ażeby każdy człowiek dobrej woli zaangażował się w sprawę ratowania i popierania wartości rodziny. Politycy, którzy w parlamencie stanowią prawo, powinni mieć na względzie dobro i trwałość rodziny. Dziennikarze i pisarze powinni czynić to przez ukazywanie dobrych wzorców, modeli rodzinnych i równoczesne piętnowanie egoizmu i relatywizmu moralnego. Powinni ukazywać trudności bytowe i mieszkaniowe rodziny. Kochać rodzinę – to znaczy przyczyniać się do tworzenia zdrowego, sprzyjającego środowiska jej rozwojowi. Jest to wielkie zadanie dla rządzących i wypowiadających się w środkach masowego często bywam na jubileuszach małżeńskich; niedawno na spiżowych godach małżeńskich, czyli na 70-leciu małżeństwa. Buduję się ich pogodą ducha i ewangeliczną miłością. Takich przykładów wierności małżeńskiej mało ukazuje się w popularnych mediach, natomiast mocno prezentuje się rozwody polityków, aktorów, sportowców, piosenkarzy... zapewne po to, by osłabić rangę małżeństwa i rodziny. Jednocześnie prasa alarmuje, że w Polsce mamy pięć milionów samotnie mieszkających ludzi. Czy Ksiądz Oficjał nie widzi sprzeczności w takich medialnych informacjach? Ku czemu to zmierza, skoro człowiek swoim zachowaniem i postępowaniem neguje swoje bezpieczne gniazdo, czyli małżeństwo i rodzinę?Są pozytywne znaki czasu, np. święci ludzie, ofiarni małżonkowie i negatywne znaki czasu, np. skrajny, egoistyczny indywidualizm ograniczający cele człowieka do tego, co dla niego jest użyteczne i przyjemne. Przypomniał to, za Ojcem Świętym Janem Pawłem II w Dodatku Akademickim, ks. bp prof. Stanisław Wielgus. Sługa Boży Jan Paweł II w roku 1987 na Jasnych Błoniach w Szczecinie prosił: aby mówili w środkach społecznego przekazu nie tylko ci, którzy – jak twierdzą – mają prawo do życia, do szczęścia i samorealizacji, lecz także ofiary obwarowanego prawem egoizmu. Trzeba, by mówiły o tym zdradzone i porzucone żony, by mówili porzuceni mężowie. By mówiły o tym pozbawione prawdziwej miłości dzieci... Czy w ostatnich latach zwiększa się zainteresowanie tematyką uregulowania trudnych spraw małżeńskich w Sądzie?Owszem, w ostatnich latach do naszego sądu wpłynęło około 40 proc. spraw więcej niż w latach ubiegłegowieku. Wzrosła liczba spraw, jest więcej pracy. Jednak sędziowie muszą być inspirowani favor indissolubitatis (przywilejem nierozerwalności), co oczywiście nie oznacza słusznego orzeczenianieważności, jeśli zachodzą odpowiednie przesłanki w znaczeniu prawa Sąd Metropolitalny zajmuje się też księżmi, którzy mają problemy z utrzymaniem wierności złożonym ślubom w czasie otrzymania święceń kapłańskich? Nie jest tajemnicą, że co roku kilku odchodzi z kapłaństwa do stanu świeckiego. Czy Sąd może im jakoś pomóc, by dalej mogli korzystać z sakramentówświętych?Jako kapłani i pobożni wierni jesteśmy wstrząśnięci grzechami niektórych osób poświęconych Bogu. To jest misterium iniquitatis (tajemnica nieprawości), jakie dokonuje się na świecie. Kapłani są odbiciem społeczeństwa, ich rodzin, z których przychodzą do seminarium. Każdy kapłan jest z ludu wzięty. Stąd też jakiś procent duchowieństwa nie może sprostać zobowiązaniom przyjętym w dniu święceń diakonatu i prezbiteratu. Po porzuceniu posługi mówią: wypaliłem się! albo nie w porę zjawił się EROS, który łączy mężczyznę i kobietę. Kościół, jako Matka, modli się za nich, prosi o miłosierdzie i czekana powrót swego dziecka. Zdarzają się i takie sytuacje, które są nieodwracalne w życiu kapłana. Wówczas kapłani ci, w duchu pokory i skruchy, mogą zwrócić się za pośrednictwem biskupa diecezjalnego do Ojca Świętego o łaskę dyspensy od obowiązków wypływających z przyjętych święceń. Biskup diecezjalny zwykle wyznacza odpowiednich kapłanów, którzy w myśl przepisów odpowiedniej Kongregacji przeprowadzają instrukcję w tej sprawie. U nas też są kapłani, którzy tymi sprawami się za rozmowę

co bog zlaczyl niech czlowiek nie rozdziela